O krok od nieszczęścia
Jak podaje tvn24.pl, 23 czerwca w Pyrzowicach mogło dojść do tragicznego zdarzenia. Załoga airbusa węgierskich linii lotniczych Wizzair zgłosiła problemy związane z podwoziem, w związku z czym zaszła konieczność powrotu do portu. Kontroler wydał zgodę na lądowanie. Po niecałych dwóch minutach zaalarmował pilotów, że natychmiast muszą przerwać manewr. Zdążył w ostatnim momencie. Na pasie, gdzie miał wylądować samolot, znajdowali się w tym czasie członkowie ekipy remontowej oraz ich samochód.
Piloci nie mieli szans, by dostrzec robotników. W takich sytuacjach zmuszeni są zaufać komunikatom kontrolera. Ten na szczęście w porę zdał sobie sprawę z pomyłki i cała sytuacja skończyła się szczęśliwe. Załoga samolotu przerwała manewr i odeszła na drugi krąg.
Zawiódł system?
Po incydencie spisano oczywiście raport dla Centralnej Bazy Zgłoszeń. Wynika z niego, iż bezpośrednią przyczyną zdarzenia była utrata świadomości sytuacyjnej kontrolera, który zapomniał o wydanym chwilę wcześniej zezwoleniu na zajęcie pasa startowego przez ekipę remontową. Dodano także, że na zaistniałą sytuację wielki wpływ miała praca w systemie Single Person Operations. Oznacza to, że kontroler pracował sam i wykonywał jednocześnie dużo obowiązków. W wielu zawodach związanych z dużym ryzkiem i odpowiedzialnością podstawową zasadą jest współpraca z drugą osobą, co redukuje zagrożenie. W lotnictwie zasadę tę stanowi system Four eyes principle.
- Brak asystenta spowodował, że zniknęła dodatkowa bariera w postaci drugiej osoby czuwającej nad sytuacją ruchową i mającej wyłapać błąd kontrolera - czytamy w analizie Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.