W sobotę, 10 września o godzinie 9 rozpoczął się festyn "Gromy dla Waldka". Pierwszym wydarzeniem był turniej o puchar Prezesa LKS Żyglin. Następnie chętni udali się na grzyby pod przewodnictwem pracownika Nadleśnictwa Świerklaniec. Kolejno odbyła się wycieczka rowerowa, bieg na 10 kilometrów oraz marsz Nordic Walking. Dodatkowo w międzyczasie odbyły się pokazy strażackie, występy artystyczne, a także wspólne grillowanie.
Podsumowaniem wydarzenia była loteria fantowa, w której osoby z wykupioną cegiełką mogły wygrać wartościowe nagrody. Główną nagrodą były markowe rowery - zarówno dla dorosłych, jak i dzieci.
- Wszyscy spisali się na medal. Ludzie którzy przyszli, kupili los, a niektórzy wygraną przekazali na licytację. Jeden chłopak kupił los za 100zł wygrał bilet do Legendii warty 520zł i oddał go do licytacji, gdzie poszedł za 500zł - tłumaczy Leszek Arndt, syn Waldemara. - Główna nagrodą był rower, który również ludzie oddali i kazali sprzedać, a pieniądze przeznaczyć na wiadomy cel - dodaje.
Zebrano ponad 54 tysiące złotych
We wtorek, 13 września udało się ostatecznie podsumować zbiórkę. Zebrano łącznie 54 tys. 700 zł. Cała kwota zostanie przeznaczona na pobyt Waldemara Arndta w Ośrodku Opieki Długoterminowej w Chorzowie, który rozpocznie się jeszcze we wrześniu.
- Bardzo dziękujemy przede wszystkim rodzinie za organizację turnieju i cegiełki fantowej oraz wielu ludziom dobrej woli, sponsorom za pomoc finansową w pokryciu kosztów imprezy oraz prezesowi LKS Żyglin za udostępnienie boiska i całego obiektu do przeprowadzenia turnieju i zbiórki - podsumowuje Leszek Arndt.
Niefortunny wypadek Waldemara Arndta
Do wypadku doszło 24 lipca br. w miejscowości Sianożęty (województwo zachodniopomorskie). Waldemar Arndt wszedł do wody do wysokości kolan przy falochronach. W pewnym momencie fala go podmyła, a prąd morski wciągnął go w głąb. Ratownikom w ciągu 8 minut od zdarzenia udało dotrzeć się do poszkodowanego, który znajdował się 30 metrów od brzegu.
- Tatę przewieziono do wojewódzkiego szpitala w Koszalinie, gdzie przebywał aż trzy tygodnie. W placówce tej uratowano mu życie. Niestety lekarze stwierdzili u niego śmierć mózgu, przy nieuszkodzonym pniu mózgu. W połowie sierpnia tata został przetransportowany samolotem do Pyrzowic, a stamtąd do Wielospecjalistycznego Szpitala Powiatowego im. dr B. Hagera w Tarnowskich Górach - wyjaśnia Leszek Arndt, syn Waldemara.
W szpitalu powiatowym nr 3 lekarze przyznali Waldemarowy Arndtowi 3 punkty w skali Glasgow (używana w medycynie w celu oceny poziomu przytomności). Tarnogórzanin otrzymał trzy punkty z piętnastu, czyli najniższą możliwą ocenę w skali. Dodatkowo istnieje zapis, który uniemożliwia odłączenie od aparatury pacjenta, u którego stwierdzono nieuszkodzony pień mózgu.