Świętowanie kiedyś i dziś znacznie się różniło. Niektórych obyczajów nie można już znaleźć prawie nigdzie. Dlatego warto je poznać, zanim odejdą w zapomnienie. O tradycjach, zwyczajach i kulinarnych przysmakach opowiadała nam pani Elwira Ecler, nauczycielka dziedzictwa kulturowego i znawczyni regionalnych tradycji.
Przygotowania do Wielkanocy zaczynano już w Wielkim Poście. Przed samymi świętami najważniejsza była oczywiście Niedziela Palmowa.
- Nazywano ją czasami Wierzbną albo Kwietną. Palma była zatykana albo za święty obraz, albo w oknach – miała chronić przed burzą. Z części robiono krzyżyki, które potem zatykano w ziemię na polach, w ogrodach, w sadach.
Po przyjściu z kościoła bardzo często połykano baziowe kotki, które miały uchronić prze bólami gardła, przed chorobami.
Niedziela Palmowa rozpoczynała Wielki Tydzień, podczas którego również nie brakowało tradycyjnych zwyczajów.
- Wielka Środa nazywana była Strzodą Żurową. Obchodzono podczas niej "palenie żuru". Ludzie przed 40 dni byli cały czas w poście, bardzo rygorystycznym poście. Jedzono bardzo często żur na wodzie bez omasty czy kiełbasy. Tej zupy tak mieli dość, że brano taki garnek z żurem i zakopywano go w ogrodzie czy pod drzewami.
Zdarzał się także zwyczaj wieszania lub wypędzania Judasza. Jest to podobny obrzęd jak marzanna. Kukłę Judasza wynoszono za wieś i albo go wrzucano do wody, albo palono lub zakładano mu pętlę i wieszano.
W Wielki Czwartek rozpoczyna się Triduum Paschalne. Oprócz nabożeństw liturgicznych i związanych z nimi tradycji, praktykowano także bardziej świeckie zwyczaje.
Sprzątano gospodarstwo, szykowano dania na wielkanocny stół i oczywiście ozdabiano pisanki. Przygotowywano dom przy dźwiękach kołatek.
- Klekotki, klepaczki czy grzechotki, bo to się różnie nazywało, dziś używa się ich w kościele. Natomiast kiedyś był zwyczaj, że chłopcy zbierali się w Wielki Czwartek w całe takie grupki i po prostu biegli po wsi klekocząc tymi klekotkami.
Najpierw w Wielki Czwartek Pan Jezus był w ciemnicy, potem w Wielki Piątek był składany do symbolicznego Bożego Grobu. W bardzo wielu miejscowościach trzymano przy nim straż. Czuwali na przykład strażacy, czasami żołnierze czy generalnie mężczyźni. Wymieniali się i trzymali straż przez całą noc. Było to często połączone z możliwością spowiedzi w kościele.
Nie mogło obejść się bez błogosławieństwa pokarmów. Ten zwyczaj pozostał z nami do dziś. Jak wyglądał kiedyś?
- W Wielką Sobotę następowało oczywiście święcenie potraw. Są rzeczy, które powinny się znaleźć w koszyczku: baranek z ciasta, ewentualnie z masła, pieczywo, sól, pieprz, jajka i wędliny – pęto kiełbasy czy szynki, chrzan.
Rozpoczynała się Niedziela Wielkanocna. Rano na domowników czekało wielkie śniadanie.
- Wszędzie zaczynało się od zjedzenia odrobiny chrzanu czy ugryzienia kawałka korzenia. Z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że robi się to na pamiątkę tego, że Pan Jezus był napojony octem. Jednocześnie chrzan ma właściwości, które chronią nasz organizm przed różnymi problemami żołądkowymi. To zjedzenie chrzanu miało uchronić przed kłopotami zdrowotnymi.
Jakie dania podawano w Wielkanoc?
- Stół był przystrojony białym obrusem, ozdobionym bukszpanem lub gałązkami borówek. W bardzo wielu domach w czasie Wielkanocy nie było takiego podziału na śniadanie, obiad i kolację, tylko ten stół był cały czas zastawiony i w każdym momencie można było się poczęstować kolejnymi daniami. Było tam w zasadzie wszystko, łącznie ze słodkościami, czyli ciastem. Pieczono babki, mazurki – one u nas na Śląsku były mniej znane, chociaż bywały. Dla dzieci robiono kurki albo baranki czy chlebki marcepanowe.
Nieodłącznym elementem świątecznego stołu były pisanki.
- Jajka bywały różne. Najczęściej jednokolorowe kroszonki. Przygotowywało się je w łupinach cebuli. Używano też buraków, świeżego zboża czy kory dębowej. W te wszystkie ozdoby bawiono się w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę. W czasie świąt dzieci bawiły się w stukanki – każdy brał swoje jajko i uderzał w jajko innego uczestnika. Która skorupka nie została zbita, ta wygrywała. Inna zabawa polegała na turlaniu jajka. Robiło się takie specjalne pochylnie i czyje jajko najdalej dotarło, ten wygrywał.
Dziś dzieci odwiedza zajączek i obdarowuje je prezentami. Jak się okazuje, otrzymywali je także nasi pradziadkowie.
- Zajączek dotarł do nas z zachodu. Kiedyś były to tylko pisanki czy kroszonki przygotowane wcześniej. Czasami zdarzały się cukierki. Robiło się na podwórku gniazdko, gdzie trafiały te prezenty.