Tarnogórzanin i jacht
To nie lokalna wersja Arki Noego, choć okoliczności trochę zbliżone. W dzielnicy Opatowice powstał pełnomorski jacht. Jego budowniczym jest pan Leszek Sobski. Łódź przygotowywał we własnym ogrodzie. Najpierw chroniła ją szklarnia, potem szopa. Na wykonanie potrzebował aż szesnastu lat, ale efekt robi wrażenie. Jak jednak wspomina budowniczy, nie obyłoby się bez wsparcia małżonki.
– To było moje marzenie życia, w założeniu chciałem nim z żoną opłynąć kulę ziemską - wspomina tarnogórski "stoczniowiec". – Ta "łajba" to tak naprawdę zasługa mojej żony, która na czas budowy wzięła na siebie wszystkie domowe obowiązki. Na szczęście podziela moją pasję, więc do samej budowy i jej sensu przekonywać nie musiałem zbyt długo – wyjaśnia pan Leszek Sobski.
Jacht ma 12 metrów długości i 4,2 metra szerokości. Łódź została wykonana z drewna sosnowego i dębowego. Jest też powleczona tworzywem sztucznym. Brakuje jeszcze kilku elementów - masztu, kilu, silnika oraz części wyposażenia. Zostaną domontowane już w szczecińskiej stoczni. Jacht wyruszy tam w przyszłym tygodniu. Później czekaj go jeszcze wodowanie i malowanie. W morze może wypłynąć na początku 2026 roku.
- Dokładnie na 500-lecie Tarnowskich Gór, ale to jest zupełny przypadek - stwierdza pan Leszek Sobski.
W drogę na południe
Powstawanie jachtu to poniekąd praca grupowa. Konstrukcja została przygotowana według planów projektanta - konstruktora Janusza Maderskiego. Pan Leszek Sobski otrzymał logistyczne i finansowe wsparcie dwóch kolegów. Wiadomo też, że przy pracach remontowo-budowlanych dobrze jest zaprosić do pomocy sąsiada. Tak było i tym razem. Swoją rękę, a nawet dwie do powstania łodzi przyłożył pan Zbyszek Bil. To także zapalony miłośnik działania z naturalnym materiałem. Miło wspomina współpracę z inicjatorem projektu.
– Kiedy się poznaliśmy zrobiłem dla niego z drewna meble, potem przyszedł czas na "nieco" trudniejsze, bardzo wymagające "dłubanie"- śmieje się pan Zbyszek Bil.
Co dalej z prawie gotową łodzią? Ma być wykorzystywana do podróżowania. Nie wiadomo jeszcze, do którego z portów przybije najpierw. Pewne jest jednak, że pan Leszek Bil nie wyruszy sam.
– Chcieliśmy z żona opłynąć świat, ale teraz zdecydujemy się raczej na pływanie po morzach południowych, gdzie da się żeglować także w zimie – mówi budowniczy jachtu.
Może Cię zainteresować:
Z Bogusławą Sukiennik o życiu bez ograniczeń wiekowych. "To szansa na drugą młodość"
Może Cię zainteresować: